Zamek w Mirowie

Mirów, powiat myszkowski, woj. śląskie, PL

Zamek w Mirowie ciężko przegapić. Jego wysmukła sylwetka jest świetnie widoczna już z daleka. To nasz kolejny cel, kolejne Orle Gniazdo do “zaliczenia”, a jak!

Kolejna warownia za zamkniętymi drzwiami

Zamek w Mirowie to następna po Bąkowcu warownia, która powitała nas zamkniętymi wrotami.

W sumie powiem szczerze, że – planując wycieczki – nie do końca wiedziałam, jak wygląda kwestia dostępności Orlich Gniazd itp. Na miejscu okazało się, że nie wszystkie można zwiedzać. Chociaż akurat Mirów, wraz z bliźniaczymi Bobolicami, ma szczęście i wg zapowiedzi właścicieli w ciągu kilku lat otworzy swoje podwoje dla turystów.
Ale po kolei.

Zapraszam do zakupu książeczki “Weronika szuka skarbów” – opowiastki dla dzieci i rodziców, inspirowanej zabawą w geocaching.

Ruiny zamku w Mirowie

Dawno, dawno temu…

W miejscu, gdzie dziś widzimy całkiem jeszcze okazałe ruiny średniowiecznej warowni, w połowie XIV w. wybudowano kamienną strażnicę, podległą pobliskiemu zamkowi w Bobolicach, choć prawdopodobnie drewniano-ziemne umocnienia istniały tu już wcześniej.

Strażnica, a potem – po paru przebudowach i rozbudowach – już pełnowymiarowy zamek, kilkakrotnie zmieniał właścicieli, stając się siedzibą coraz to innych rodów rycerskich. W końcu jednak czasy średniowiecznych zamków zaczęły odchodzić w przeszłość, a budowla zaczęła podupadać.

Warownia szczególnie mocno ucierpiała podczas tzw. potopu szwedzkiego i mimo prób odbudowy, popadła w ruinę. W końcu w 1787 r. została ostatecznie opuszczona i zdana na łaskę i niełaskę okolicznych mieszkańców, którzy kamień po kamieniu rozbierali ją do własnych celów.

Dziś możemy podziwiać jedynie część zamku górnego z wieżą i fragment dolnego. Całość wciąż wygląda imponująco, choć stanowi tylko marne szczątki dawnej warowni.
Wjazd do zamczyska prowadził bowiem przez majdan gospodarczy, a kompleks otoczony był murem obwodowym i fosą. To dopiero musiało robić wrażenie!

Co przyniósł XXI w.?

Po II wojnie światowej, prace mające na celu odgruzowanie i konserwację zamku przeprowadzono dopiero w 1961 r. Nie mam pojęcia, w jakim stanie pozostawiono wówczas warownię, ale zapewne szału nie było, choć z opisów wynika, że jeszcze całkiem niedawno można było wejść na jej teren.

Obecnie zamek w Mirowie jest własnością rodziny Laseckich – tej samej, do której należy pobliski zamek Bobolice.
Mirowski zamek – ze względów bezpieczeństwa – został ogrodzony i zamknięty, a wewnątrz prowadzone są prace badawcze i zabezpieczające.
Właściciel zapowiada, że w ciągu następnych 2 – 3 lat budowla zostanie zrewitalizowana i otwarta dla turystów. Wewnątrz planowane jest m.in. utworzenie muzeum i udostępnienie tarasu widokowego.

Wiem, że pomysły odbudowy średniowiecznych zamków mają gorących zwolenników i żarliwych przeciwników. Ja jestem zdecydowaną fanką podnoszenie ruin z gruzów. Fajnie by było odwiedzić Mirów już z “działającym” zamkiem :]

“Nie ma trwałych ruin. Są tylko postępujące ruiny” – powiedział swego czasu właściciel i inicjator odbudowy warowni w Bobolicach i Mirowie Jarosław Lasecki. I to jest właśnie kwintesencja moich poglądów na zamki “na nowo”.

Legenda o dwóch braciach

Wersji legendy o zamkach w Mirowie i Bobolicach jest kilka. Tu przytoczę tę, która jest najbardziej odjechana, a co!

Otóż dawno, dawno temu bliźniaczymi zamkami władali dwaj bracia: Mir i Bobol.
Tryb życia prowadzili obaj ta bardziej “na bogato”, a w podziemnych przejściu, łączącym obie warownie, ukryli ogromne skarby. Żeby było bardziej mrocznie, kosztowności strzegła czarownica o czerwonych oczach i zły duch wcielony w psa.
Pewnego razu jeden z braci przywiózł do swego zamku narzeczoną – piękną księżniczkę. Drugiego brata także urzekła swą urodą, więc zazdrosny narzeczony zamknął ją w podziemnym lochu pod strażą czarownicy.
Kiedy wiedźma odleciała na sabat na Łysej Górze, ten drugi oczarowany zszedł do podziemi, by pocieszyć uwięzioną księżniczkę. Czujność zazdrosnego brata wzbudził warkot złego psa. Poszedł więc sprawdzić, jak też miewa się jego narzeczona. Gdy zobaczył ją w objęciach brata, wpadł w szał i zabił mężczyznę.
Dręczony poczuciem winy i wyrzutami sumienia, bratobójca zaczął pić w dwójnasób, a podczas jednej z pijatyk, zginął rażony piorunem.

W lochach pozostała uwięziona księżniczka i… góry skarbów, na straży których wciąż stoi czerwonooka wiedźma. Po dziś dzień w ruinach obu zamków pojawia się duch nieszczęśliwej niewiasty, strasząc Bogu ducha winnych ludzi.

Dziś oba zamki ponownie są własnością dwóch braci. Miejmy nadzieję, że ci panowie nie będą kontynuować tradycji bezsensownych waśni o kobietę 😉

Dlaczego warto zahaczyć o Mirów?

Wejść do wnętrza zamku w Mirowie się nie da, przynajmniej na razie, co wcale nie znaczy, że nie warto go odwiedzić.
Miejsce jest znakomite i niezmiernie klimatyczne. Wyniosła kamienna sylwetka zamczyska góruje nad okolicą i przyciąga wzrok.
Mimo, że dziś to ruina, doskonale ukazuje potęgę Orlich Gniazd – wg wielu źródeł średniowiecznego systemu umocnień, które miały bronić Królestwa Polskiego przed najazdami czeskich wojsk Jana Luksemburskiego od strony Górnego Śląska.

Ruiny zamku w Mirowie

To, że na szczycie prawie każdej jurajskiej warowni powiewa biało-czerwona flaga, zauważyłam od razu. W Mirowie dodatkowo na murach wyeksponowano flagę z symbolem Polski Walczącej. Piękna inicjatywa.

Ruiny zamku w Mirowie

Warownia znajduje się około 1,5 km od zamku w Bobolicach, więc krótki spacer między oboma obiektami to naprawdę fajny pomysł, zwłaszcza, że trasa prowadzi fantastyczną ścieżką wśród wapiennych skałek itp.
Nasza ekipa zdecydowała się na przejście od Mirowa do Bobolic, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić odwrotnie lub do obu dojechać autem.

Po powrocie z Bobolic, w zajeździe naprzeciwko mirowskiego zamku zjedliśmy obiadek. Zamówiłam coś regionalnego: ziemniaki, buraki, kiełbacha i chyba coś jeszcze, a do picia kefir.
Ogólnie może być, choć żeby jakoś szczególnie powaliło walorami smakowymi na kolana, to nie mogę powiedzieć.
Za cholerę jednak nie mogę sobie przypomnieć, jak to danie się zwało. Pomoże ktoś?
Kurna, mam! Pieczonka chyba.
Mam wrażenie, że można to było lepiej przyrządzić, ale może jakiś tubylec się wypowie.

Jurajskie jedzonko

Geocaching

Jura Krakowsko – Częstochowska to całkiem niezłe zagłębie geokeszerskie, choć my jak zwykle nie obłowiliśmy się jakoś okrutnie.
W Mirowie jednak udało mi się znaleźć to i owo, aczkolwiek musiałam samotnie przedzierać się przez krzaki w poszukiwaniu GEOskarbu. No cóż, taki lajf 😉

Na szczęście inni turyści okupowali przede wszystkim przeciwległą stronę zamku, mogłam więc w miarę spokojnie macać skały :]


Informacje praktyczne


Wyświetl większą mapę

  • Zamek w Mirowie stoi przy samej drodze, więc w zasadzie nie da się go przegapić.
  • Auto zaparkujemy np. przy pobliskiej restauracji, gdzie również możemy coś mniej lub bardziej konkretnego przekąsić po wycieczce.
  • Wejście na teren zamczyska jest niemożliwe (stan na 2018 r.), ale, jak zapowiada właściciel, w ciągu kilku lat ma się to zmienić.
  • Od Mirowa spacerkiem dojdziemy do zamku w Bobolicach. Jakieś 1,5 km spokojnie przetuptamy nawet z kilkulatkiem.

Źródła (stan na 29.12.2018 r.):

Jeśli podoba Ci się ten artykuł, zapraszam do polubienia fanpage’a strony na Facebooku. Będziesz na bieżąco z wszystkimi nowościami.