Warszawa. Pałac Kultury i Nauki

Warszawa, woj. mazowieckie, PL

W celach turystycznych w Warszawie ostatni raz byłam jakieś 20 lat temu. Jeden deszczowy dzień biegania po stolicy z główną atrakcją w postaci wjazdu na taras widokowy Pałacu Kultury i Nauki. Nawet Kolumny Zygmunta nie zobaczyłam w pełnej krasie, bo akurat króla do renowacji zabrano. Ale i tak było fajnie.

Pomyślałam więc, że Wi też należy się nieco warszawskich wspomnień.

Wsiąść do pociągu (nie) byle jakiego

Nasza mieścina dorobiła się bezpośredniego połączenia kolejowego z Warszawą. No to wymyśliłam, że pojedziemy na małą wycieczkę do stolicy, dla odmiany pociągiem właśnie.

Zapraszam do zakupu książeczki “Weronika szuka skarbów” – opowiastki dla dzieci i rodziców, inspirowanej zabawą w geocaching.

Intercity z Jeleniej Góry do Białegostoku zatrzymuje się na naszej stacji koło godz. 21.00, a w Warszawie Centralnej o 5.28. Wiem, godzina nieludzka, na dodatek miejsca w pociągu tylko siedzące, więc człowiek wynurza się po nocy spędzonej na próbach ułożenia ciała w jak najbardziej komfortowej (jakiej?!) pozycji i… zastanawia się, co ze sobą zrobić.

InterCity

Jednakowoż jakoś daliśmy radę i w sumie nie było najgorzej. Przynajmniej obecnie pociągi nie śmierdzą, jest czysto, bezpiecznie, toalety na sensownym poziomie sanitarno-estetycznym.

W każdym razie, Warszawę mięliśmy na całe trzy dni: od 5.28 dnia pierwszego do 22.00 z minutami dnia trzeciego. Co ciekawego zdołaliśmy zobaczyć? O tym zapewne stworzę parę wpisów, bo – jak wiecie – długaśnych wypocin nie lubię.

Pałac Kultury i Nauki

Pewnie urażę tym stwierdzeniem wielu warszawiaków, ale PKiN jest – zaraz po Zamku Królewskim – moim pierwszym skojarzeniem ze stolicą. No sorry, coś, jak Wieża Eiffla w Paryżu – może i brzydkie to, ale wrosło w miasto i już. Zresztą ja serio lubię ten cholerny socrealizm (stalinogotyk?) w architekturze i sztuce.

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki

W okolicach godz. 6.00 rano obeszliśmy sobie spacerkiem budowlę, która na Wi również zrobiła spore wrażenie. A jeszcze auta z epoki słusznie minionej, no cuda – zwłaszcza taksówki WPT z numerem 1313.
Na szybko znalazłam też GEOskrytykę, ukrytą w okolicy.

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki

Muzeum Ewolucji

Zwiedzanie wnętrz nam trochę nie wypaliło i koniec końców wybraliśmy się tylko do Muzeum Ewolucji Instytutu Paleobiologii PAN.
Nawet na taras widokowy nie wjechaliśmy, bo kolejka była nieprzyzwoicie długa, a Wi i tak nie przepada za atrakcjami na wysokościach.

Muzeum Ewolucji PAN, mieszczące się w Pałacu Kultury i Nauki to miejsce unikalne. Ekspozycja jakby żywcem wyjęta z czasów głębokiego PRL, ma jednak swój niezaprzeczalny urok. A do tego bilety wstępu tanie jak barszcz, nic więc dziwnego, że odwiedzających jest całkiem sporo.

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki, Muzeum Ewolucji PAN

Najbardziej spektakularne eksponaty to szkielety trzech wielkich dinozaurów znalezione na pustyni Gobi w Mongolii w latach 60. i 70. XX w.
Największy to szkielet opistocelikaudii – przedstawiciela roślinożernych dinozaurów, zwanych zauropodami.
Dwa pozostałe to tarbozaury – azjatyccy krewniacy amerykańskiego T. Rexa – w dwóch wersjach. Pierwsza to zwierz w pozycji pochylonej, z kręgosłupem położonym równolegle do podłoża – identycznie, jak współcześnie przedstawia się T.Rexy. Druga wersja przedstawia szkielet w pozycji pionowej – tak wyobrażano sobie posturę tych gadów kilkadziesiąt lat temu.
Obowiązująca jest więc wersja pierwsza. Jest to ciekawy przykład ewolucji… naszej wiedzy o paleobiologii.


Warszawa, Pałac Kultury i Nauki, Muzeum Ewolucji PAN

Inny duży eksponat to szkielet przednich łap, zakończonych wielkimi pazurami i należących dodeinocheira – dużego ornitomimozaura żyjącego około 70 milionów lat temu.

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki, Muzeum Ewolucji PAN

Jedna sala – po lewej od wejścia – potraktowana już serio po macoszemu: pokaźna, a tak z boku, jakby ukryta wręcz, a do tego pani powiedziała, że światła tu nie ma, tylko jakieś takie boczne, oświetlające mniej więcej 1/3 ekspozycji. No cóż… szkoda, bo wystawa ciekawa: jurajskie skamieniałości i inne morskie stwory sprzed wieków.

Ogólnie, jak już wspomniałam, muzeum trąci myszką i nawet my – prosty lud z prowincji – jesteśmy przyzwyczajeni do nowocześniejszych rozwiązań. Niemniej jednak dinozaury spoko, inne eksponaty również niczego sobie, a niecodzienny anturaż w sumie współgra z tematyką :]

Niesamowite historie 

Wizyta w Warszawie skłoniła mnie również do zaznajomienia się z historią PKiN. Wiadomo: wzniesiony jako “Dar narodów radzieckich dla narodu polskiego” z inicjatywy Józefa Stalina. To informacje, które kołaczą się w głowie niemal każdemu.

A niesamowitą sprawą jest np. fakt, że wieżowiec budowano tylko 3 lata: od 1 maja 1952 r. do 21 lipca 1955 r. W budowie brało udział jakieś 3,5 tys. radzieckich robotników i drugie tyle polskich. Takie tempo było możliwe przede wszystkim przez nadanie budowie priorytetowego znaczenia propagandowego. 200% normy? Czemu nie?! Całe piętro giganta w miesiąc? O yes!

Ogólnie historia PKiN to materiał na niezły film. Od “negocjacji” politycznych, projektu i wizji architektów radzieckich, poprzez agitacyjną otoczkę samej budowy, po koleje losu gotowej budowli, łącznie z wpisaniem do rejestru zabytków, ale i żądaniami jej wyburzenia.

Wyżej, wyżej!

Choćby scenka, która podobno miała miejsce przy ustalaniu wysokości obiektu.
Początkowo zakładano, że wieżowiec będzie mierzył 120 m. W wizji lokalnej brali udział członkowie Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej z Warszawy oraz grupa architektów z ZSRR. Wszyscy oni zebrali się w rejonie mostu Śląsko-Dąbrowskiego na prawym brzegu Wisły.
Nad miejsce, gdzie miał zostać posadowiony “Dar”, latał kukuruźnik wlokący za sobą balon. Gdy osiągnął wysokość 120 m, projektant budynku Lew Rudniew stwierdził, że tyle wystarczy. W tym momencie jednak Polacy zaczęli krzyczeć przez radio do pilota: “Wyżej, wyżej!”.
Koniec końców główny korpus pałacu to owszem – 120 m. Do tego doszła jednak wieżyczka i iglica wieńcząca całość. W sumie dało to aż 230 m wysokości. I tak – to wynik naszej rodzimej gigantomanii. Ewentualnie stwierdzenia: jak dają, to brać jak najwięcej!

Architektura w formie narodowej

Zawsze wydawało mi się, że PKiN zbudowany został na wzór podobnego wysokościowca, stojącego w Moskwie (siedziba Uniwersytetu im. Łomonosowa). A to nie tak! Owszem, styl i rozmach są podobne, ale warszawski gigant to całkiem inny projekt.

“Oczekujemy architektury w formie narodowej” – mieli oznajmić polscy architekci kolegom z Moskwy.
Po czym radziecką delegację wożono po kraju, zapoznając z historycznymi budowlami Warszawy, Krakowa, Torunia, Puław, Płocka, Nieborowa i innych. Nasiąkali Polską, otoczeni zdjęciami polskich zabytków. Ponoć bardzo chcieli, by projekt podobał się Polakom, by docenili jego “narodową formę”.
Wieżyczki, attyki… niby wszystko takie, jak być powinno, ale jednak rozmiar “detali” i ich nagromadzenie, spowodowało, że gmaszysko przytłacza. A co dopiero w latach 50. XX w., gdy Warszawa wciąż podnosiła się z gruzów po wojennych zniszczeniach.

Kolorowe zdjęcia zagranicznego fotoreportera, zrobione tuż po zakończeniu budowy, robią wrażenie. Biały gigant (tak, pałac z wiekiem zszarzał, początkowo był piaskowy, niemal biały) wśród ruin.
Stalinogotyk – takie spotkałam określenie w jednym z opracowań. No i trafne jest!

Koty w PKiN

Informację kotach w PKiN wyczytałam po raz pierwszy… na drzwiach toalety w Złotych Tarasach. Serio, nawet sikanie w Warszawie może mieć wymiar edukacyjny. Po SikuTime wymienialiśmy się nowo zdobytą wiedzą, taki LOL.

Ale wracając do kotów… Mruczki całkiem oficjalnie mieszkają na poziomie -2, mają swoją opiekunkę, a administracja Pałacu zapewnia im wikt i opierunek. Liczący kilkunastu czworonożnych wąsatych pracowników Koci Referat PKiN ma za zadanie chronić budowlę przed gryzoniami.

Podczas budowy wieżowca, koty oczywiście szwendały się wokół kuchni polowych, pichcących strawę dla pracujących tu na trzy zmiany robotników. Walka z gryzoniami trwała, a poza tym… wiadomo… koty są miłe, więc żyły sobie wśród ludzi. Gdy PKiN stanął gotowy, koty już tam były.

Najpierw pracowały “na czarno” i całkiem na dziko, potem staraniem pani Elżbiety Michalskiej zostały otoczone opieką, by wreszcie stać się pełnoprawnymi pracownikami z własnym “Kociolandem” na poziomie -2.

Więcej w bardzo fajnym artykule o Kotach z Pałacu Kultury w Newsweeku.

Sztuka latania

Wg kroniki, którą znajdziemy na stronie pkin.pl, pierwszy samobójczy skok z tarasu widokowego na XXX piętrze warszawskiego drapacza chmur miał miejsce 14.10.1958 r.
Podobny dramatyczny krok podjęło jeszcze kilka osób, w tym również cudzoziemcy. Dopiero w latach 70. XX w. taras został okratowany.

Geocaching

Pałac Kultury i Nauki towarzyszył nam przez cały pobyt w Warszawie. Był moim punktem odniesienia i drogowskazem, również podczas samotnej szwendaczki. Wiecie, małomiasteczkowa baba łatwo może się zgubić w wielkim mieście. No, żartuję w sumie, mam mapę w komórce i nie waham się jej używać. Ale PKiN to serio lubiłam mieć w zasięgu wzroku.

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki

Skrytek w okolicach niemało, ale celowałam przede wszystkim w te tradycyjne. No i najlepiej szukało mi się samotnie, bo tam moja ekipa to coraz bardziej marudna się robi, heh…

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki

Pierwszą skrytkę znaleźliśmy jednakowoż wspólnie – z uwagi na nikczemny wzrost, sama nie dałabym rady. A poza tym, kto by pomyślał, że o godz. 6.30 rano będzie problem ze stadami ludzi przemieszczającymi się po parku?

  • W Centrum Warszawy/In the Centre of Warsaw,
  • Photoplasticon – Tu już biegałam sama. Niestety, dotarłam późnym popołudniem, więc Photoplastikonu nie udało się zobaczyć. A szkoda, również dlatego, że wewnątrz jest ponoć świetny kesz z OC. Otoczenie niestety nie zachęca do dłuższego przebywania w okolicy, a chwilę musiałam tam pościemniać, gdyż troszkę czasu zajęło mi wypatrzenie miejsca ukrycia. 
  • Y: pierwszy warszawski mrówkowiec – W miarę szybo poszło, choć też chwile musiałam czekać na stosowny moment i brak przechodniów w okolicy.
  • I ❤️ Warszawa – tu kiedyś był Dworzec…Jedno przejście – ktoś siedzi. Zerknięcie z daleka – miejscówka wciąż zajęta. Wreszcie się zwolniło. Idę szybkim krokiem, prosząc w duchu, by nikt mnie nie ubiegł. Wreszcie jest, bo kto siedzącemu zabroni szukać czegoś pod ławką? 😛
  • |PW5| Szpital Polowy Mariańska 1Nooo tu naprawdę fajne maskowanie. Pierwszy raz  się z takowym spotkałam, ale – o dziwo – poszukiwania trwały wyjątkowo krótko.
  • Emilka – DNASkrytka na środku ulicy. Szukanie w biały dzień “na fotografa” – znaczy, że próbuje zrobić zdjęcie PKiN z nietypowej perspektywy, heh…

Jak widać, geocaching nie był priorytetem naszej wycieczki, ot gdzieś tam przy okazji. Warszawskie geocache okazały się całkiem fajne i nawet wpadło parę w rozmiarze większym, niż mikro, co cieszy, choć rozczarowuje z kolei brak fantów. Wiecie – dziecko by miało większą motywację, a tu nic. O drewniaczkach nawet nie marzę, ale żeby cokolwiek… My swoje zostawiliśmy, gdzie była taka możliwość, przynajmniej ktoś inny się ucieszył.

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki

Ciąg dalszy warszawskich opowieści z pewnością nastąpi wkrótce. Żebyście nie myśleli, że tylko Pałac Kultury i Nauki zwiedziliśmy.


Informacje praktyczne

  • Pałac Kultury i Nauki to wielka budowla, pełna przybytków kultury i nauki, a jakże! Wszelkie informacje dot. “zawartości” budowli oraz zwiedzania znajdują się na stronie pałacu – w STREFIE TURYSTY.
  • Informacje dot. zwiedzania Muzeum Ewolucji (godziny pracy, ceny biletów itp.).

Warszawa, Pałac Kultury i Nauki

Źródła (stan na 21.09.2018 r.):