Wi nie ma telefonu komórkowego. Patrząc na jej rówieśników, jest to dość nietypowe. Nie, nie odcinamy jej od nowych technologii. Ma tablet (na spółę z Tatą) oraz od niedawna własny laptop. Telefon byłby tylko kolejną zabawką do grania w durne gierki.
Do kontaktu tudzież lansu* kupiłam jej chiński smartwatch HoldMi Q90, który naprawdę nieźle sprawdza się zamiast telefonu.
Funkcje
Aby urządzenie działało poprawnie, musimy je zaopatrzyć w kartę SIM z pakietem internetowym. Nie musi być jakiś strasznie duży, ale trochę ponoć zżera.
Podstawowa funkcja smartwatcha to oczywiście wykonywanie i odbieranie połączeń telefonicznych. O dziwo, jakość połączenia jest całkiem dobra. Dziecko może mówić do “zegarka”, a rozmówca jest bardzo dobrze słyszalny z głośniczka.
Zapraszam do zakupu książeczki “Weronika szuka skarbów” – opowiastki dla dzieci i rodziców, inspirowanej zabawą w geocaching.
Jest też krokomierz, ale działa to dość marnie. Cały dzień łażenia, jakieś 12 – 16 km, a Wi pokazuje 1600 kroków. Znaczy lipa.
Dla rodziców jest funkcja namierzania dziecka za pomocą GPSa i nadajników telefonii komórkowej, ale… też działa średnio, zwłaszcza, gdy dziecko przebywa w budynku. Rozbieżność rzędu 2 km nie zachęca.
Lepiej jest, gdy dziecko (i urządzenie) znajduje się na dworze. Wygląda na to, że w pomieszczeniach namierza za pomocą sieci komórowej, na zewnątrz zaś używa GPSa.
Smartwatch ma też dość kontrowersyjną możliwość podsłuchiwania potomstwa. Z poziomu aplikacji wysyła się komendę, która powoduje, że urządzenie wykonuje “tajne” połączenie na telefon rodzica. No i możemy słuchać, co też się dzieje w otoczeniu. Jak to działa w praktyce – nie wiem, nie czuję potrzeby. Aczkolwiek myślę, że są sytuacje, w których może być to naprawdę przydatne.
Na telefon dziecka możemy wysyłać krótkie wiadomości tekstowe lub głosowe. Dziecko natomiast może wysyłać tylko wiadomości głosowe (brak klawiatury).
Rodzic może również wysyłać dziecku serduszka.
Zegarek posiada też przycisk SOS. Po jego przytrzymaniu, urządzenie łączy się z zaprogramowanym numerem. Takich numerów można wprowadzić kilka. Jeśli nikt nie odbierze pierwszego, telefon łączy się z następnym.
Zegarek obsługuje się z poziomu darmowej aplikacji SeTracker/ SeTracker2 , (ta pierwsza jest ponoć stabilniejsza, ale druga ładniej wygląda :P) zainstalowanej w telefonie rodzica. Aplikacja jest kulawa (zdarza jej się zawieszać, a na początku nie miałam wszystkich funkcji, co samo się naprawiło po jakimś czasie), jej spolszczenie miejscami dziwaczne, ale ogólnie daje radę. O ile nie wymagamy od niej za wiele.
Zauważyłam też ciekawą zależność. Mianowicie zegarek dłużej trzyma baterię, jeśli dziecko nosi go stale. Zdjęty z ręki, rozładowuje się niemal do zera w ciągu kilku godzin. Na ręce – wytrzymuje nawet 2 dni z kawałkiem, o!
Dlaczego smartwatch?
Zalet widzę kilka:
- Brak rozpraszających uwagę gier, urządzenie służby tylko do kontaktu.
- Smartwatch nosi się jak zegarek, więc jest mniejsze prawdopodobieństwo, że dziecko szurnie go na dno plecaka, a wówczas i tak się do niego nie dodzwonimy.
- Na smartwatcha dodzwonią się tylko osoby, których numery są wpisane w jego książkę telefoniczną. Odpadają nachalni dealerzy kołder czy innych garnków.
- Analogicznie dziecko może zadzwonić tylko do osób, które ma wpisane w kontakty.
Ogólnie jestem zadowolona z zakupu, a co ważniejsze – Wi również. Trzeba tylko sobie uświadomić, że plastikowy chiński sprzęt za 90 zł cudów nie zdziała. Jeśli jednak chcemy mieć kontakt telefoniczny z dzieckiem (i nic więcej w zasadzie), to rozwiązanie jest bardzo dobre.
Aha, identyczny smartwatch, tyle, że pod inną nazwą i z własną aplikacją (być może działa lepiej), widziałam za prawie 300 zł. No tyle to bym nie dała za to urządzonko.
*Sprzęt nietypowy, mało dzieci takowe posiada, więc wzbudza zainteresowanie ;]