Sprzątanie dla opornych

Nie lubię sprzątać. Lubię za to mieć w miarę czysto w domu. Co zrobić więc, żeby temat ogarnąć, niestety bez pomocy osób trzecich oraz bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym i fizycznym? Oraz żeby się nie narobić, a efekt był zadowalający? Ha!

Eureka!

Wymyślałam coraz to nowe systemy, rozpiski itp. I wreszcie chyba znalazłam mój własny efektywny system sprzątania, który pozwala mi utrzymać chałupę we miarę sensownym stanie, bez akcyjnego weekendowego sprzątania. Właśnie! Bo podstawową zasadą, którą wdrażam, jest niesprzątanie w sobotę. Sobota ma być dniem na przyjemności, a nie harowanie, o!

Jak znalazłam sposób?

Przed Bożym Narodzeniem ogarnęłam chałupę, rozpisując wszelkie czynności na kolejne dni, oczywiście bez weekendów. Miałam więc bazę, tj. rozpiskę tego, co w każdym pomieszczeniu trzeba zrobić, czyli np:

Zapraszam do zakupu książeczki “Weronika szuka skarbów” – opowiastki dla dzieci i rodziców, inspirowanej zabawą w geocaching.

Kuchnia:

  • kuchenka i okolice,
  • szafki nad kuchenką + kafle,
  • szafka nad zlewem + kafle,
  • szafka pod zlewem,

itd.

Wyodrębniłam następnie czynności, które dobrze by było wykonywać co tydzień i wyznaczyłam na te czynności konkretne dni, czyli:

  • czwartek: toaleta + okolice, umywalka w łazience,
  • piątek: zlew, odkurzyć chałupę,

Zrobiłam też listę zadań, które trzeba robić rzadziej, ale też w miarę regularnie, czyli np. pranie firanek, mycie okien itp.

Końcowa kwestia to rozpisanie sobie 1 – 2 czynności dziennie i robienie ich zgodnie z planem. Zauważyłam, że jeśli coś zapiszę w planerze, to szanse na wykonanie wzrastają niemal do 100%. Oczywiście bez przesady i nie za wszelką cenę. Jak ostatnio byłam chora, to odpuściłam sobie zupełnie, ale w normalnych warunkach plan zwykle jest wykonany. Jeśli nie, przechodzi na następny dzionek. Jeśli zaś mam większe moce przerobowe lub więcej czasu, zawsze można zrobić więcej, niż plan przewidywał.

Zalety? 

Umycie kuchenki zajmuje mi jakieś 10 minut. Jest to naprawdę mało, a efekt jest. Następnego dnia znowu jedna niewielka czynność i powoli, bez wysiłku, chałupa się ogarnia.

Wcześniej próbowałam sprzątanie rozpisywać sobie pomieszczeniami, czyli np. w poniedziałek łazienka. Ale nie że cała, tylko coś tam ogarniam. Kończyło się np. przetarciem lustra, bo sama nie wiedziałam, co mam zrobić, gdy tymczasem w mniej popularnych miejscach zalegała coraz większa warstwa kurzu.

Teraz podeszłam do tematu metodycznie i na razie całość się kręci. Wiadomo oczywiście, że w takim spacerowym tempie, zanim skończę całe mieszkanie, to już pomieszczenia z początku listy będą wymagać odświeżenia, ale spoko spoko – i tak dotrę tam szybciej, niż przy akcyjnym świątecznym sprzątaniu, jak to zwykle bywało.

Może dla kogoś są to sprawy oczywiste i banalne, ale ja wreszcie czuję, że zaczynam panować nad wszechogarniającym bałaganem.

Mam nadzieję, że ten wpis kogoś zainspiruje 😉

Może niekoniecznie do sprzątania, ale do szukania rozwiązań, dopasowanych do siebie, do swojego stylu życia i działania, o!