Zatonie, powiat zgorzelecki, woj. dolnośląskie, PL
Geocaching – oprócz szukania plastikowych pudełek w leśnych ostępach – to także zapomniane miejsca, objawiające się nagle i niespodziewanie gdzieś na trasie GEOwycieczki.
Np. tytułowe Zatonie. Człowiek spokojnie wygrzebuje raczej anonimową skrytkę, aż tu pojawia się tubylec, którego słowa sprawiają, że trzeba wejść w temat głębiej.
Jesteście ciekawi? Już opowiadam, co i jak!
Wycieczkę na Guślarz, obfitującą nie tylko w skrytki, ale i atrakcje pogodowe, zakończyliśmy obiadem w Bogatyni.
W międzyczasie aura się ustabilizowała w wersji ciepło i słonecznie (po tym gradzie to lekki szok był), więc postanowiliśmy podejść jeszcze w drodze powrotnej do dwóch skrytek, a co!
Zapraszam do zakupu książeczki “Weronika szuka skarbów” – opowiastki dla dzieci i rodziców, inspirowanej zabawą w geocaching.
Mapa skierowała nas do Zatonia. Obecnie jest to wioska (osada? dzielnica?) w granicach administracyjnych Bogatyni.
ZATONIE – HISTORIA UPADKU
Historia Zatonia sięga początku XIV w.
Ja jednak opowiem Wam o nieco nowszych dziejach.
Na początku XIX w. odkryto w pobliżu wsi złoża węgla brunatnego. Początkowo eksploatowano je metodami gospodarczymi już na głębokości 4 – 5 m. W 1905 r. powstała kopalnia węgla brunatnego „Herkules”, a dwa lata później Towarzystwo Akcyjne, które objęło w posiadanie tereny Hirschfelde (obecnie dzielnica Zittau), Türchau (Turoszów) i Seitendorf (Zatonie). Dla przerobu wydobytego węgla, w Hirschfelde powstały wkrótce brykieciarnie, a w 1911 r. ruszyła pierwsza elektrownia. Powstanie regularnego przemysłu, spowodowało wzrost zapotrzebowania na siłę roboczą. W związku z tym, na skraju wsi dolnej pobudowano duże osiedle dla robotników elektrowni i kopalni. Osiedle to istnieje do dziś, natomiast właściwe Zatonie (z wyjątkiem kilku budynków we wsi górnej) ostatecznie padło w latach 80. XX w. ofiarą inwestycji, której nigdy nie zrealizowano. Miała tu powstać elektrownia Turów II, a wieś została przeznaczona do likwidacji.
Przedwojenne Seitendorf było dużą wsią – w 1945 r. liczyło ponad 2800 mieszkańców. Były tu dwie szkoły: katolicka i ewangelicka. Funkcjonowały także: trzy przedsiębiorstwa budowlane, przedsiębiorstwo przewozowe, dwa młyny i 14 sklepów w różnych branżach. Oprócz tego działali tacy rzemieślnicy jak cukiernik, kowale, kołodzieje, malarz, stolarz, ślusarz, hydraulik, krawcy damski i męski, zegarmistrz, fryzjerzy i koszykarz. Mieszkańcy mieli do dyspozycji basen otwarty, pocztę i kasę pożyczkową. Gmina utrzymywała położną i… grabarza.
Po opuszczeniu wsi przez Niemców, bogata infrastruktura i sama miejscowość stopniowo ulegała degradacji.
STRAŻNIK
Jadąc do Zatonia nie miałam oczywiście pojęcia o tym wszystkim. Kierowaliśmy się na geoskrytkę ukrytą w pobliżu kamiennej płyty z płaskorzeźbą lwa.
Pierwsze skojarzenie – pomnik poległych w I wojnie światowej. Tablicy z nazwiskami oczywiście brak, napis poniżej sylwetki lwa ewidentnie celowo skuty. Zapewne w celu zatarcia jego „niemieckości”, no cóż…
Przejeżdżający rowerem tubylec informuje nas jednak, że lew stanowi pozostałość pomnika upamiętniającego fundatorów pobliskiego kościoła.
Raczej mylił się, choć rzeczywiście znajdowała się tu płyta z wykutymi nazwiskami. Niestety poległych, nie fundujących cokolwiek…
Ale gdzież ten kościół? Aaaa! W krzaczorach na skarpie powyżej majaczy jakaś budowla. To chyba będzie to!
Najpierw jednak jedziemy kawałek dalej, co by podjąć ostatnią tego dnia skrytkę.
KAWAŁEK ZATONIA, KTÓRY… ZATONĄŁ
No więc nie tyle zatonął, co został zalany. Skrytka znajduje się bowiem w okolicach zbiornika „Zatonie”, który został wybudowany w latach 60. XX w. jako zbiornik retencyjny na potrzeby Elektrowni „Turów” i Elektrowni Hirschfelde (wówczas NRD).
Zalew powstał po przegrodzeniu betonową tamą wąwozu potoku Plebanka.
Pod wodą znajduje się fragment starej drogi, łączącej niegdyś Zatonie i Działoszyn. Tak się właśnie trochę zdziwiłam, widząc drogę kończącą się w „jeziorze”…
Zbiornik jest również zbiornikiem wody pitnej dla Bogatyni, dlatego obowiązuje tu całkowity zakaz kąpieli oraz używania jakiegokolwiek sprzętu pływającego. Opiekuje się nim Koło Polskiego Związku Wędkarskiego przy Elektrowni Turów, a wędkowanie dozwolone jest tu tylko dla jego członków posiadających specjalne pozwolenie.
Od zalewu auto powoli kula się dziurawą drogą. Po prawej widać cmentarz, a w głębi duża budowla. Zdaje się, że to wcześniej wspomniany kościół.
DAWNY CMENTARZ I WSPÓŁCZESNE KURIOZA
Najbliżej bramy – w miarę współczesne groby powojennych mieszkańców Zatonia.
I coś, co spowodowało, że ręce nam opadły. To chyba miał być taki jakby ołtarz polowy… Zaiste osobliwa osobliwość :/
Ołtarz z poniemieckich nagrobków. Te „schody” również wykonane są z płyt nagrobnych. Zwróćcie też uwagę na tę białą konstrukcję tworzącą ołtarz właściwy. Nagrobek ustawiony jest „do góry nogami”, więc ludność modli się (modliła?) do odwróconego krzyża*.
W okolicy – inne fragmenty starych nagrobków jako elementy dekoracyjne, ech…
Masakra estetyczna, etyczna i historyczna też :/
Idziemy dalej, w kierunku starszej części cmentarza i ruin kościoła. W sumie mogło być gorzej. Ewidentnie teren został odkrzaczony i nieco uporządkowany, chociaż wciąż wygląda to dość ponuro. Wiele nagrobków poprzewracanych, uszkodzonych… No szkoda, ale po tylu wycieczkach, to chyba był czas przywyknąć :/
KOŚCIÓŁ P.W. ŚW. MARII MAGDALENY
Kościół p.w. Św. Marii Magdaleny góruje nad Zatoniem od XV w., ale świątynia stała w tym miejscu już wcześniej. Podobno gdzieś zachował się portal z XIII w. (!)
W XVI w. budowlę wzbogacono o kamienną wieżę. Dzisiejsza barokowa bryła świątyni jest wynikiem przebudowy pod koniec XVIII w.
Po II wojnie światowej kościół służył katolickiej społeczności polskich osadników. Ostatni jego remont przeprowadzono w 1959 r. Ze względu na plany likwidacji wsi, także i świątynia ulegała stopniowej degradacji. Ostatnią mszę odprawiono tu w 1992 r. i od tamtej pory kościół – ogołocony ze wszystkiego, co przedstawiało jakąś wartość i dało się wywieźć – popadał w ruinę.
No i ruinę zastaliśmy podczas naszej wycieczki. Oczywiście nie znałam wcześniej historii tego obiektu, więc myślałam, że on tak od wojny stoi i niszczeje.
Wśród bujnej zieloności widać ślady pożaru, a mój brat orzekł, że to na pewno nie są ślady sprzed kilkudziesięciu lat. Miał rację…
W 2011 r. prawdopodobnie w wyniku podpalenia, zabytkowy kościół spłonął. Spalił się dach, strop i zwieńczenie wieży, zawaliły się drewniane dwukondygnacyjne empory. No właściwie wszystko, co spalić się mogło, to się spaliło lub runęło w wyniku pożaru. Nie było, co ratować… Zresztą i po co, skoro ta część osady już prawie wyludniona, a nowy kościół wybudowano po drugiej stronie szosy do Bogatyni? Ech…
Z tego, co wyczytałam, do czasu spalenia, wewnątrz jednonawowej murowanej świątyni, zachowały się drewniane empory, rzeźbiony ołtarz główny, ambona z końca XVIII w. oraz epitafia z lat 1672 – 1823.
Do niedawna wejście do wnętrza budowli było zamurowane. Obecnie, jak widzicie na zdjęciu poniżej, cegły zostały usunięte. Wygląda też, że zgliszcza zostały nieco uprzątnięte. Na zdjęciach tuż po pożarze widać dosłownie cały środek zawalony nadpalonymi belkami, słupami itp. Uprzątnięto też zwalone dachówki.
Bokiem nawy można dojść do samego ołtarza, co też (ostrożnie!) uczyniliśmy.
Pozostałości bogatego wystroju dawnej świątyni najlepiej widać właśnie w miejscu prezbiterium.
Na łuku oddzielającym nawę kościoła od prezbiterium, całkiem wyraźnie widać datę 1796. Jest to rok ostatniej przebudowy świątyni.
Na ścianach nawy – marne pozostałości malowideł, ślady po dźwigarach i kotwach…
Wzdłuż muru wokół kościoła, znajdziemy epitafia strzegące rodzinnych grobowców dawnych mieszkańców Zatonia. Na niektórych nawet zachowały się czytelne tablice z nazwiskami, datami…
Jaka przyszłość czeka to miejsce? Czy naprawdę jest skazane na upadek i zapomnienie? Czy naprawdę nie potrzebujemy takich świadków przeszłości naszej ziemi?
Cholernie to smutne…
Ale wiecie, co? Na trasie naszych dziwnych wypraw spotkałam już miejscowość, w której stał się nieomal cud. Zobaczcie, jak w Ruszowie nadano nowe życie zrujnowanemu kościołowi. Znaczy się MOŻNA…
Skrytki, dzięki którym trafiliśmy w tę okolicę to:
INFORMACJE PRAKTYCZNE
- Do kościoła można zdaje się dojść (dojechać?) od dołu, gdzieś od strony pomnika z lwem. Jeśli udacie się tak, jak my od strony cmentarza, to jest tu dogodne miejsce do zaparkowania samochodu.
- Wejść do wnętrza kościoła można bez przeszkód. Pod nogi trzeba uważać, z góry raczej już nic nam na głowę nie spadnie, ale jak zwykle w takich sytuacjach – wchodzimy na własną odpowiedzialność. Dlatego Wi została z Ciocią na zewnątrz.
Źródła:
- informacje o Zatoniu: dolny-slask.org.pl, glogow.pl (sporo zdjęć),
- ciekawe opracowanie nt. kościoła p.w. św. Marii Magdaleny (.pdf),
- zdjęcia kościoła: przedwojenne i współczesne,
- zdjęcia wnętrza kościoła: przedwojenne i współczesne przed pożarem,
- Turoszów w Wikipedii.
* Ok, doczytałam. To nie do końca jest tak, że odwrócony krzyż łaciński to od razu symbol Szatana. Jednakowoż pierwsze skojarzenie nie jest pozytywne.