Początkowo, nasyceni sobą, oboje pełni byli fantazji i inwencji, pomysłowi, odkrywczy i spragnieni nowego. Jak zwykle, rychło okazało się, że to zarazem za dużo i za mało. Zrozumieli to jednocześnie i ponownie okazali sobie miłość.
Gdy Geralt oprzytomniał, księżyc nadal był na swoim miejscu. Cykady grały zajadle, jak gdyby i one chciały szaleństwem i zapamiętaniem zwalczyć niepokój i strach. Z pobliskiego okna w lewym skrzydle Aretuzy ktoś spragniony snu wrzeszczał i pomstował srodze, domagając się ciszy. Z okna z drugiej strony ktoś inny, o bardziej widać artystycznej duszy, entuzjastycznie bił brawo i gratulował.
– Och, Yen… – szepnął wiedźmin z wyrzutem.
– Miałam powód… – pocałowała go, a potem wtuliła policzek w poduszkę. – Miałam powód, żeby krzyczeć. Więc krzyczałam. Tego nie powinno się tłumić, to niezdrowe i nienaturalne. Obejmij mnie, jeśli możesz.A. Sapkowski, „Czas pogardy”
No więc ja tak miałam wczoraj.
Znaczy nie osobiście, tylko z perspektywy tego osobnika z pobliskiego okna.
Sąsiadów ogarnęła bowiem dzika nocna namiętność. Naprawdę dzika. I chyba gdzieś w ogrodzie, bo tak tę ich namiętność słychać było.
Trochę nawet zazdroszczę. I pewnie bym klaskała, gdybym sąsiadów lubiła. I gdybym przez dłuższą chwilę nie musiała się zastanawiać, czy aby na pewno są to krzyki namiętności, a nie odgłosy morderstwa, a co najmniej tortur jakichś wymyślnych.
Aha, kiedyś trafiliśmy i na wizję, nie tylko fonię. Przypadkiem. Dwa razy…
Niech się wstydzi ten, kto widzi. Znaczy ja. Potem przez kilka tygodni nie mogłam na gościa patrzeć bez durnego uśmiechu błąkającego się na ustach, bo zaraz miałam tę wizję przed oczami. Nie, nie była to rzecz szczególnie podniecająca. Raczej żenująca.
No cóż… ;]
Czy ktoś jeszcze ma takie atrakcje, czy tylko ja tak trafiam?